KAROLINA PRYMLEWICZ
kuratorka wystawy
Z życia wycięte...
„Historia sprowadzona do kolejnych faktów, które rzeczywiście nastąpiły, to znaczy zdarzyły się jeden po drugim i utworzyły ciąg na pozór zrozumiały, sama przez się nic nie mówi. Prawdziwa historia to historia sensu, jaki ludzie nadawali »faktom«”[1].
Nicola Chiaromonte
Historia – ta powszechna i ta własna, mikrohistoria – staje się niekiedy artystycznym tworzywem. Zdarza się, że twórczość danego artysty w sposób wyjątkowy rezonuje z otaczającą rzeczywistością, staje się komentarzem aktualnych zjawisk społecznych, politycznych, w tym często tragicznych wydarzeń i granicznych doświadczeń. To komentarz prawdziwie gorący, bo wynika z intelektualnego i emocjonalnego zaangażowania twórcy. Temperaturą właśnie różni się od – pozującego na neutralny i obiektywny – zapisu historyka. Bliski ideowo przywołanemu Chiaromontemu był Albert Camus, który po wojnie przestrzegał: „Ktokolwiek dzisiaj mówi o ludzkiej egzystencji w kategoriach władzy, wydajności, zadań historycznych […] jest zbrodniarzem rzeczywistym lub potencjalnym. Jeśli bowiem problem człowieka sprowadza się do zadań historycznych, wszystko jedno jakich, człowiek staje się wyłącznie surowcem historii i można z nim zrobić wszystko co się chce”[2].
Teresa Jakubowska urodziła się w 1930 roku w Wilnie i w tym mieście, w idyllicznej dzielnicy Antokol, spędzała dzieciństwo. Spędzała, gdyż sielanka ta została brutalnie przerwana przez wojnę. Dziecko musiało przedwcześnie dojrzeć. To się dzieje zawsze wbrew naturze, a doświadczenie niezawinionej tragedii poczytujemy za niesprawiedliwość dziejową. W takich momentach człowiek staje się surowcem historii. Świadomość tego w sytuacji bezpośredniego zagrożenia z pewnością nie przynosi ulgi, a co najwyżej zwątpienie i poczucie bezradności. Uprawianie sztuki w tych warunkach wydaje się nieporozumieniem, czymś wręcz nieludzkim. Ale to twórczość będąca odpowiedzią na to, co zobaczone i przeżyte, staje się świadectwem najbardziej przekonującym, bo autentycznym. Konwencjonalność sztuki pozwala na podniesienie do rangi symbolu zarówno jednostkowego, jak i zbiorowego doświadczenia.
Czas wojny to czas ekstraordynaryjny, wyjęcie z porządku. To jak monstrualna forma karnawału, świat na opak do potęgi. Często takie doświadczenie wyostrza zmysły, utwardza charakter. I tak się stało w przypadku Jakubowskiej. Jako dziecko nie myślała oczywiście o przełożeniu tego, co przeżywane, na język obrazu, ale jej sztuka jest o świecie, którego prawdziwie doświadczyła – podczas wojny, a potem już w powojennej Polsce.
Artystka wypracowała dwa języki wizualnej wypowiedzi – jeden, będący własną redakcją realizmu, drugi, metaforyczny, dla wypowiedzenia właśnie tego, co niewyrażalne, a co ujęte realistycznie byłoby w swojej dosłowności nieznośne i bliskie kiczu. Można zatem wyróżnić dwa rodzaje obrazowania: reportażowe (przynoszące niekiedy „zapiski” z prywatnego, a nawet intymnego, dziennika) i metaforyczne. Ta pierwsza konwencja, zarezerwowana niejako do rejestrowania życia codziennego, to świadomy, dojrzały wybór graficzki, dokonany już na początku jej drogi artystycznej, czyli w połowie lat 50. Przedstawienia symboliczne, przekazujące treści uniwersalne i dotykające problemów egzystencjalnych, Jakubowska zaczęła tworzyć w drugiej połowie lat 60. Ów „nurt symboliczno-refleksyjny”, jak go określiła sama artystka, charakteryzuje się ustalonym repertuarem motywów – latawce, drabiny, skrzydła – i wyrażanymi przez nie tematami wiodącymi, jak zagrożenie, niepokój, oczekiwanie, pragnienie szczęścia i pogoń za sukcesem. Ową dwoistością, a także satyrycznym nerwem, twórczość graficzna Jakubowskiej bliska jest sztuce Pietera Bruegla. Ten reportażysta życia i obyczajów swoich czasów przekonująco przedstawiał też metafory ludzkiego losu.
Formalnie, jako środek wypowiedzi, artystka wybrała druk wypukły – najpierw drzeworyt, a później linoryt. Ograniczyła się do czerni i bieli, potęgując tym kontrastem satyryczną wymowę prac. Większość z nich charakteryzuje specyficzne traktowanie powierzchni podłoża, szczelnie – od krawędzi do krawędzi odcisku – zapełnianej elementami przedstawienia. Te gęsto „tkane” kompozycje są niezwykle dekoracyjne, co w pierwszej chwili kamufluje ich niekiedy mało przyjemne treści. Z jednej strony dekoracyjność, a z drugiej proste, surowe cięcia i rezygnacja z półtonów upodabniają twórczość Jakubowskiej do grafiki ludowej. Wyjątkowo, najczęściej w przedstawieniach symbolicznych, Jakubowska wpuszcza do kompozycji światło i powietrze. Pustka tła jest wtedy, paradoksalnie, dusząca. Jest też znacząca. Wyraża niepokój. Jakubowska w ramach ustalonych formuł obrazowania gra nastrojem. Raz komentuje rzeczywistość z humorem, często zabarwionym ironią, innym razem poddaje się refleksji, a nawet melancholii. Kiedy indziej opowiada poetycko, ale z powagą. Fryderyk Nietzsche swoją refleksję: „Życie jako rezultat życia” tak rozwinął: „Może sobie człowiek jak najdalej wybiegać ze swojem poznaniem, wydawać się sobie tak objektywnem, jak tylko chce: w końcu nie wyniesie z tego nic więcej nad swoją własną biografię”[3]. I Jakubowska nie wynosi nic ponad to, i niczego ponad to nie przenosi do swojej sztuki. Ta mądrość sprawia, że nie słucha się jej z podejrzliwością, jak wygłaszających różne prawdy ex cathedra czy z ambony. Jakubowskiej się wierzy od razu, bo mimo wszystko nie krzyczy jak katastrofista ani nie poucza jak kaznodzieja. W jej twórczości historia powszechna i historia prywatna przenikają się. Dodam: własna historia, własne doświadczenie z własnym widzeniem rzeczywistości społecznej. […]
[1] Nicola Chiaromonte, Notatki, przeł. Stanisław Kasprzysiak, Gdańsk 2015, s. 16-17.
[2] Cytuję za: Gustaw Herling-Grudziński, Dziennik pisany nocą 1973-1979, Warszawa 1983, s. 137.
[3] Fryderyk Nietzsche, Ludzkie, arcyludzkie, przeł. Konrad Drzewiecki, Kraków 2019, s. 268.