Wystawa Wiat(e)rem podszyta
Cóż... Nie, może inaczej... Dobrze, niech będzie tak: Wiater, Tomasz Wiater, którego nazwisko kojarzone jest z jedną z sił natury jawnie i otwarcie wykorzystuje tę koincydencję. Wykorzystajmy ją i my, tu i teraz. Wiat(e)rem – a właściwie rysunkami Wiatera – dostaje się w oczy wszystkim jednakowo. W porządku, przyznajmy: niektórym trochę bardziej. Wiater nie oszczędza młodych i starych, biednych i bogatych, wierzących i ateistów, o politykach i ich wyborcach nie wspominając. Jednak krytyka spada także na samego artystę, za śmiałe słowa i czyny jego bohaterów, za ich często kontrowersyjne, a nawet obrazoburcze wypowiedzi o wierze i religii. Niech też ma!
Wiater świadomie skraca lub całkiem zaciera dystans pomiędzy swoim, prywatnym, osobistym widzeniem świata a tym przedstawionym w rysunkach. Jest odważny. Nie boi się, we wszechogarniającej „poprawnej” rzeczywistości, iść pod wiatr. Wytyka. Budzi oburzenie, czasem niesmak. Często obraża. Szokuje nas, którzy na co dzień nie jesteśmy przyzwyczajeni do uprawianej przez niego ostrej satyry i prezentowanego poczucia humoru. Mimo iż jesteśmy coraz lepiej wykształceni, dużo wiemy o świecie i wydaje nam się, że znamy innych ludzi i... samych siebie, doszukujemy się w takim, a nie innym satyrycznym sposobie postrzegania świata nieczystych intencji, a nawet skandalu. Tkwiąc w narodowej tradycji przypisywania symbolicznych znaczeń oraz wielowarstwowego przekazu niesionego przez dzieło sztuki, jednocześnie boimy się pomyśleć prościej... Tymczasem u Wiatera przekaz jest krótki, jasny i zwykle bolesny dla nas – „dobrze” wychowanych i starannie ukształtowanych przez polską historię i tradycję.
Artysta mocnymi „podmuchami” rozedrganej kreski – ładnie, nieprawdaż?! – kładzie na łopatki, a dodając do tego charakterystyczny w stylistyce i w składni komentarz – przyprawia nas o bóle pękającego ze śmiechu brzucha i – jak prawdziwy wicher – o skoki ciśnienia. Gdy wreszcie orientujemy się co do naszego stanu, jesteśmy zwykle zawstydzeni: „Nie, mnie to nie powinno śmieszyć. Nie, nie jestem przecież aż tak niepoprawny”. Zaskoczenie? Nie, to chwila prawdy o ludzkiej naturze, pełnej spontaniczności, a także – niezbyt głęboko skrywanych wad: nietolerancji, zazdrości, zawiści i braku empatii. Z tymi ostatnimi Wiater rozprawia się szybko i bezwzględnie. Jest jednoznaczny w potępianiu zła. Mocny w przedstawianiu ciemniejszych zakamarków świata polityki. Przede wszystkim jednak śmieszy, poruszając się po cienkiej linii na granicy pomiędzy pouczaniem a obrazą, scenami z silnym przesłaniem a tymi w tzw. złym guście. Wiater ociera się o tę granicę. Bywa też po jej drugiej stronie. Potem przywiewa go nagle z powrotem, wraz z kąśliwymi uwagami, niecenzuralnym słownictwem i kontrowersjami. Tak jest w przypadku jego rysunków dotykających tematyki religijnej, a właściwie tego, co religii i wierze w Boga szkodzi: ludzkiej słabości i ulegania grzesznym pokusom. Artysta przełamuje tu kolejne tabu. Bywa w swoich rysunkowych opiniach bardzo wyrazisty, nawet grubiański, bulwersujący i „niesmaczny”, co przysparza mu zarówno oddanych fanów, jak i zażartych wrogów. A wystawa? Oczywiście należała mu się! Dziękuję Tomaszowi Wiaterowi za współpracę przy jej powstawaniu, za projekty scenografii ekspozycji oraz towarzyszących jej wydawnictw. Dziękuję również kuratorowi wystawy w Muzeum Karykatury im. Eryka Lipińskiego adiunktowi Piotrowi Kułakowi. Składam także podziękowania wszystkim Partnerom muzeum oraz Patronom medialnym wystawy „Wiater w oczy”.
Elżbieta Laskowska
Dyrektor Muzeum Karykatury im. Eryka Lipińskiego